Mama jednak- jak to ona - nie zbudziła mnie, żebym jej pomogła i mówiła przez zaciśnięte z bólu zęby, że musi być samodzielna.
I ja się dziwię, czemu mam problemy z przyjmowaniem pomocy?! Cholera patrzyłam na nią i nie chcę taka być! Samodzielność to super sprawa- ale jeśli w pokoju obok jest córka/syn/mąż/chłopak i CHCE pomóc to po co robić wszystko samemu?!
Wtedy to nie jest ok, takie podejście sprawia, że ona cierpi, ja czuję się niepotrzebna i nikomu nie jest dobrze.
Jadąc z nią autem (oczywiście mama prowadziła) doznałam niemal olśnienia. Żal i współczucie dla jej bólu mieszały się ze złością, że nie chce dać sobie pomóc. Zobaczyłam bardzo klarownie, że jej podejście przeszło na mnie.
Walczę z tym - świadomie staram się przyjmować pomoc i o nią prosić - ale dzisiaj pierwszy raz tak jasno zobaczyłam w mamie siebie- dumną samosię, która urżnie się po łokcie- ale zrobi wszystko SAMA.
Mamy już nie zmienię- ona widzi w swoim zachowaniu sens- chce mnie chronić i nie być ciężarem. Efekt jest taki, że ryczeć mi się, chce gdy myślę jaka jest samotna...
Ale to jej życie i nie mam na nie wpływu - mogę tylko skupić się na sobie i na tym by niwelować takie zachowania. Gosi Samosi już podziękujemy! W końcu...
przyjmowanie pomocy jest oznaką siły a nie słabości!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz