czwartek, 31 stycznia 2013

30% czy 300%?


W obecnej firmie jestem od miesiąca. Oczywiście narzuciłam sobie dzikie tempo wdrażania.
Chcę wiedzieć wszystko o wszystkim i jak najszybciej.
A zatem uczę się jak aktualizować oprogramowanie, jak opracowywać harmonogramy w MS Project, poznaję handlowców, analizuję konkurencję i generalnie bardzo BARDZO intensywnie pracuję.

Mimo mojego szczerego i pełnego zaangażowania- ciągle miałam wrażenie, że robię ZA MAŁO.
Mimo pochłonięcia gigantycznej ilości wiedzy - czułam, że i tak POWINNAM UMIEĆ WIĘCEJ.
W końcu mimo poświęcania ogromnej ilości czasu miałam wyrzuty, że MOGŁAM PRACOWAĆ DŁUŻEJ.

Bura Kreatura sprytnie zaciemniła prawdziwy obraz sytuacji. Oczywiście miałam myśli, że odzywa się mój perfekcjonizm i poczucie niskiej wartości- które sprawiają, że chcę robić więcej niż powinnam by "nadrobić".
Mimo tych przebłysków zdrowego rozumu- żyłam w przekonaniu, że wypadam średnio, tak na 30%.

Dzisiaj minął okrągły miesiąc w firmie i szef wziął mnie na rozmowę - by ocenić moje działania, wiedzę i poziom wdrożenia.
Usłyszałam, że "Zapierdzielam jak mały chomiczek i robię 300% tego co założyli".

Opinia szefa zgniotła moje obawy i wydobyła te tłumione zdrowe myśli - że naprawdę jestem OK a to co mnie sprowadza w dół to ambicja i poczucie gorszości (presja by nadrabiać).

Dostałam wiatr w żagle i zaczynam czuć radość, że tu jestem.

Wniosek1- kiedy wydaje mi się, że robię coś na 30% - to spokojnie powinnam to pomnożyć- co najmniej razy 3!

Wniosek 2- ustalając dla samej siebie zadania - powinnam zawsze coś odjąć z listy lub wydłużyć deadliny- dopiero pod taką listą podpisałby się NIE-perfekcjonista

Wniosek 3 - pracując mocniej niż powinnam, stwarzam samej sobie sztuczną presję - przez którą czerpię mniejszą przyjemność z pracy!



A zatem  dzisiejszy dzień uważam za bardzo owocny! Bura Kreatura dostała solidnego kopa a ja wypowiadam otwartą wojnę perfekcjonizmowi!

Będę się dzielić przebiegiem kolejnych (mam nadzieję, że wygranych) bitew!

środa, 30 stycznia 2013

Historyczny PIERWSZY POST!


Pierwszy post zobowiązuje- wypada napisać coś porażającego i szokująco inteligentnego by poruszyć czytelnika- czyli Ciebie -jednak po całym dniu mi się zwyczajnie nie chce.

Wstawałam dzisiaj o 6 rano by zrobić badania lekarskie w nowej pracy- w której jestem od miesiąca.
A ponieważ wstawałam o 6 rano to z przyjemnością oddałam porannego dojrzałego siurka- zapominając na amen, że miałam też oddać do badań mocz.

Myślałam by wziąć go od chłopaka (pożyczyć?) jednak ostatecznie opiłam się wodą licząc na to, że moje nerki będę współpracować.

Tu taka dygresja- czy wiecie, że ponoć jeśli śpiącej osobie włoży się dłoń do zimnej wody to automatycznie się ona posika? Koniec dygresji.

Na badaniach byłam kłuta, opukiwana, szczypana i osłuchiwana po to by zostać zakwalifikowana do PSYCHOTESTÓW.
Te badania to delikatna paranoja - ale takich w naszym kraju nie mało. Kto to przechodził ten wie o czym mówię (siedzenie 15minut w ciemni, ustawianie pałeczek i inne podobne absurdy).

Paranoją nie są same badania lecz fakt, że poprzednie robiłam 1,5 roku temu - badania miały być ważne 5lat jednak w nowej firmie mam je robić znowu - tracąc 5godzin dnia pracy. A krajowe PKB spada na łeb na szyję (mimo, że łba i szyi nie posiada)....

Fascynujące jest zachowanie ludzi w kolejkach- obserwowaliście je kiedyś? To istna dżungla a wygrywają silniejsi. Jedna babeczka siedząca koło mnie ewidentnie kłamała mówiąc, że ma wizytę na 10.20 (gdzie na kartce wyczytałam godz.11).
I co? I weszło to babsko wredne przed innymi - i tylko miała szczęście, że przysypiałam - inaczej zorganizowałabym rebelię!

W pracy byłam o 13- i ledwo zdążyłam cokolwiek zrobić a już była 16ta i czas do domu. Przecież nadgodzin za friko nie będę siedzieć....

Ok, będę, ale wolę sobie wmawiać, że nie będę.

Wróciwszy do domu i laptopa otworzywszy napisałam zlecenie dla Radia (piszę im scenariusze na zlecenia).

A zatem ogłaszam wszem i wobec: mój mózg osiągnął konsystencję budyniu (takiego z grudami) i idę na kanapę nicnierobić. To jedna z moich ulubionych czynności- nicnierobienie (pisze się razem) sprawia, że mózg wraca do oryginalnej i pożądanej formy- zwojów - tudzież orzecha włoskiego.
A zatem do usłyszenia niebawem!