czwartek, 24 października 2013

List do Doroty G.

Dorotko,
Poznałyśmy się ponad 3 lata temu. Pamietasz zobaczyłyśmy się na lotnisku w Warszawie w drodze na Kanary. Do dziś wyspy kanaryjskie kojarzą mi się z Tobą.
Widzisz kochana, mam prooblem z którym borykam się od 12lat. Jestem alkoholiczką - zaczęłam pić (czyt. chlać sama, wieczorami w domu) w wieku 16lat. Potem przyszły ciężkie studia i jeszcze cięższa praca. Każdego dnia w stresie, zawsze robiłam wszystko perfekcyjnie i nad wyraz odpowiedzialnie. Presję (zarówno prawdziwą jak i tę moją - wyimaginowaną) odreagowywałam imprezami i samotnym, smutnym piciem w domu.

W pewnym momencie życia zorientowałam się, że mam problem. Duży problem. Przestałam pić na 3 lata jednak wtedy - zrobiłam to tylko siłą woli - bez żadnego wsparcia terapeutycznego.
Przez te 3 lata ciśnienie, stres, nerwy i paniczne lęki narastały niczym balon. Do tego doszedł głód alkoholowy, poczucie gorszości i wszechogarniającego bezsensu.
Wtedy nie znałam sposobów na uwolnienie powietrza w zdrowy sposób. Nie wiedziałam jak sobi pomóc i w końcu, po 3 latach balon pękł. Znowu się napiłam.

Wiesz kiedy?
Na kanarach.... przy Tobie, wtedy gdy kelner przyniósł mi nad basenem drinka (o którego nie prosiłam), a którego "koniecznie trzeba spróbować".
Nie umiem sobie przypomniec co miałam wtedy w głowie... ale sie napiłam. JEZU JAKA ULGA!!!!!!!!!!!
Wtedy poczułam się jakbym wróciła do domu po długiej podróży. Ogarniał mnie spokój i ukojenie.
Oczywiście na driunku się nie skończyło. Po chwili leżałyśmy z malibu na hotelowym korytarzu pod drzwiami pokoju:)

Wiedziałam, że jesteś cudowną, ciepłą, szczerą i naturalną osobą. Dlatego potem się tak zaprzyjaźniłyśmy! Nasze cotygodniowe herbaty w czajowni, rozmowy o naszych obecnych/byłych facetach, dramaty w pracy- tęsknię za tym.
Problem w tym, że na moje życzenie- w naszej relacji zaczął się lać alkohol. Imprezy, noce u mnie suto nakrapiane grzanym winem i puby. Ty zawsze chciałaś pić zdrowo - piwo albo dwa, ja po dwóch kuflach dostawałam nerwicy i musiałam pić więcej i więcej...do nieprzytomności. Najczęściej potem wymiotowałam, sikałam pod siebie a potem taplałam się w bagnie tego smrodu i wstydu.
Mogłaś tego nie zauważyć- zawsze byłam mistrzynią kamuflażu.

Byłaś dla mnie bardzo ważną czastką życia, Twoja relacja z A. była mi niesamowicie bliska, problemy z pracą i zmagania na uczelni śledziłam jakby to były moje sprawy. Strasznie lubiłam to jak cieszą Cię małe rzeczy, drobiazgi obok których inni przechodzą obojętnie.

Tym razem już tylko po roku zapijania się w domu, byłam zdruzgotana, wyczerpana psychicznie i fizycznie i przerażona tym co sie dzieje. Osiągnęłam moje dno- choć o tej konkretnej sytuacji o której myślę, wolę opowiadać na żywo. Picie przestało być ulgą a stało sie przymusem i istnym koszmarem.

Podjęłam decyzję o terapii. Chodzę na grupy do dziś. Nie piję ponad dwa lata i zaczynam naprawdę pewniej stąpać po ziemi.
Dorotko żeby zacząć żyć musiałam odciąć się od starego towarzystwa, starych imprez, nawyków i spotkań.
Z wieloma koleżankami po prostu przestałam wychodzić. Odmawiałam domówek i urodzin.
Dym, głośny bit, pasaż niepolda to strefy w których czuję się źle. Jezu po prostu chce mi się wtedy pić.

W otoczeniu ludzi pijących nie jestem wyluzowana, stale towarzyszy mi stresik i poczucie dyskomfortu. Jeśli mam byc szczera to mając 28lat, idąc na rynek i odmawiając alkoholu czuję się jak inwalidka.
Odstaję od towarzystwa - które najczęściej zadaje pytanie "czemu nie pijesz"? To pytanie nadal mnie rozbija i mam ochotę wbić pytającemu kufel w głowę:)


Dorotko nie próbuję się wytłumaczyć bo wiem, że Cię zraniłam. Wiem to bardzo dobrze. Jednak musiałam zawalczyć o siebie a Twoja buzia i śmiech kojarzyły mi się z naszym grzanym winkiem, martini i browarkami.
Nie byłam gotowa by powiedzieć Ci jaki jest powód.
Nie zasługiwałaś na to bym Cie okłamywała.
Pozostaje mi czekać, aż przestaniesz się starać o spotkanie.


Potraktowałam Cię źle, niesprawiedliwie i brutalnie. Odcięłam się od Ciebie - zostawiając Cię bez żadnego wyjaśnienia.

Przepraszam Cię za to z całego serca.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz