Chcę wiedzieć wszystko o wszystkim i jak najszybciej.
A zatem uczę się jak aktualizować oprogramowanie, jak opracowywać harmonogramy w MS Project, poznaję handlowców, analizuję konkurencję i generalnie bardzo BARDZO intensywnie pracuję.
Mimo mojego szczerego i pełnego zaangażowania- ciągle miałam wrażenie, że robię ZA MAŁO.
Mimo pochłonięcia gigantycznej ilości wiedzy - czułam, że i tak POWINNAM UMIEĆ WIĘCEJ.
W końcu mimo poświęcania ogromnej ilości czasu miałam wyrzuty, że MOGŁAM PRACOWAĆ DŁUŻEJ.
Bura Kreatura sprytnie zaciemniła prawdziwy obraz sytuacji. Oczywiście miałam myśli, że odzywa się mój perfekcjonizm i poczucie niskiej wartości- które sprawiają, że chcę robić więcej niż powinnam by "nadrobić".
Mimo tych przebłysków zdrowego rozumu- żyłam w przekonaniu, że wypadam średnio, tak na 30%.
Dzisiaj minął okrągły miesiąc w firmie i szef wziął mnie na rozmowę - by ocenić moje działania, wiedzę i poziom wdrożenia.
Usłyszałam, że "Zapierdzielam jak mały chomiczek i robię 300% tego co założyli".
Opinia szefa zgniotła moje obawy i wydobyła te tłumione zdrowe myśli - że naprawdę jestem OK a to co mnie sprowadza w dół to ambicja i poczucie gorszości (presja by nadrabiać).
Dostałam wiatr w żagle i zaczynam czuć radość, że tu jestem.
Wniosek1- kiedy wydaje mi się, że robię coś na 30% - to spokojnie powinnam to pomnożyć- co najmniej razy 3!
Wniosek 2- ustalając dla samej siebie zadania - powinnam zawsze coś odjąć z listy lub wydłużyć deadliny- dopiero pod taką listą podpisałby się NIE-perfekcjonista
Wniosek 3 - pracując mocniej niż powinnam, stwarzam samej sobie sztuczną presję - przez którą czerpię mniejszą przyjemność z pracy!
Będę się dzielić przebiegiem kolejnych (mam nadzieję, że wygranych) bitew!